Zielona szkoła i zbliżający się Dzień Ojca

No więc: dziecko pojechało na zieloną szkołę. W domu jakoś strasznie cicho się zrobiło. Nuda można by rzec. Chociaż po odjeździe autobusu dało się słyszeć wśród rodziców: no to co teraz? imprezka? 🙂 Pogoda piękna, więc dziecko nie musiało brać mnóstwa bagażu, choć na piątek zapowiadają ulewy. Niestety przed samym wyjazdem pojawił się mały problem zdrowotny, ale sytuacja została wstępnie opanowana, a dziecko musiało dopakować zestaw medykamentów, bo nadgorliwa matka musiała pomyśleć o „wszelkim wypadku”.

A tymczasem wielkimi krokami zbliża się Dzień Ojca – czytaj dzień dwóch kibiców w rodzinie. Żeby nie kupować czegoś na ostatnią chwilę, wymyśliłam sobie, że tatusiowie dostaną koszulki piłkarskie klubowe, w barwach swoich ulubionych klubów. Może to dla mojego osobistego ojca ciut „za młodzieżowe”, ale chociaż pokibicuje sobie w odpowiednim stroju 😉 

Miłego dnia

Przygotowania do wycieczki szkolnej

Już wkrótce wyjazd na zieloną szkołę. A ja nie mam pojęcia co spakować dziecku… W zeszłym roku miała być ładna pogoda, którą w ostatniej chwili „odwołali”. Okazało się, że temperatura nie przekroczyła 8C, padał deszcz, wiał wiatr i to wszystko w górach, przy wycieczce zorganizowanej na turystyczną. Dziecko zmarzło, bo nie chciało wziąć w czerwcu zimowej kurtki. Dobrze, że chociaż porządne, ciepłe buty ubrało. W tym roku dla odmiany ma być ciepło. Ale chyba przygotuję mu bardziej zróżnicowaną odzież, tak na wszelki wypadek, gdyby coś w ostatniej chwili znów miało się zmienić… Oby nie, bo zaplanowane mają sporo zwiedzania i zabaw na świeżym powietrzu. Siedzę więc i robię listę rzeczy, żeby niczego nie zapomnieć. Co prawda klasa jest koleżeńska i lubi się dzielić, ale niektórymi rzeczami się nie da. Trudno wymagać, żeby dzieci zabierały zapasowe szczoteczki do zębów czy ręczniki. Jadąc w odwiedziny do rodziny można o wielu rzeczach nie pamiętać, albo przynajmniej ich nie taszczyć ze sobą, bo zawsze można pożyczyć, np. szampon czy pastę do zębów. Przy krótkich wycieczkach zawsze jest ten problem, że niby jedzie się na 2-3 dni, a wiele rzeczy trzeba zabrać „tak czy inaczej” jak przy wycieczce na 2-3 tygodnie. Mąż zawsze się śmieje, że tyle maneli biorę czy pakuję na tak krótki czas, ale prawda jest taka, że trzeba je wziąć. Sam by się denerwował, gdyby na drugim końcu Polski wieczorem okazało się, że czegoś „oczywistego” nie ma.