Epidemii ciąg dalszy

W połowie marca, przy niewielu chorych (w kraju, ogromnej liczbie we Włoszech i wzrastającej w innych krajach UE), ogłoszono nam stan epidemii. Zamknięto szkoły, uczelnie, galerie, wiele zakładów pracy, wprowadzono restrykcje co do wychodzenia z domu. Ludzie, jak to ludzie, najpierw posłusznie stosowali się do zaleceń, popierali w realu i mediach społecznościowych, a później… no cóż… a później im się znudziło. Zaczęło się negowanie nie tylko zasadności podjętych środków, ale w ogóle istnienia choroby.

Minęło kilka miesięcy. Mamy lato. Ludzie wyjechali na wakacje. W tym roku niemal wszyscy ruszyli „w Polskę” powodując gigantyczne oblężenie nad jeziorami, morzem i w górach. Kolejki na szlakach i pełne plaże – oczywiście osób bez maseczek i nie przejmujących się zaleceniami, to codzienność. Wróciły imprezy, zwłaszcza owiane złą sławą wesela (przez ilość ognisk chorobowych).

No i sytuacja wygląda tak, że dzienna ilość zachorowań oscyluje nam wokół liczby 600, a zatem rekordowej. Epidemii ciąg dalszy… Jeśli dodamy do tego fakt, że wiele osób przechodzi covid bezobjawowo, albo z niewielkimi objawami i nie identyfikuje tego jako chorobę, albo – identyfikuje – ale póki „da się z tym żyć”, to nie zgłasza problemu, żeby nie psuć sobie urlopu, a dzieciom wakacji, to mamy bliżej nie określoną, ale na pewno kilkukrotnie większą ilość chorych.

Rządzący zastanawiają się nad przywróceniem restrykcji. Pewnie nie na taką skalę jak wcześniej, bo kto to będzie finansował, ale coś należy robić, żeby po rozbrykanych wakacjach nie zapełnić szpitali covidowcami.

Jeśli o nas chodzi, to uważamy, dezynfekujemy się, nosimy maseczki, bo w końcu chodzi o nasze zdrowie i życie. I wkurzamy się na ludzi „włażących nam na plecy” w sklepach, jakby to miało skrócić im czas skasowania produktów. I ogólnie na wszystkich łażących po sklepach bez maseczek, zwłaszcza tych z wyraźnymi oznakami jakiejś infekcji – kaszlących, chrząkających, kichających.

A tymczasem urlop przed nami. Oby okazało się, że miejsce, które wybrałam, będzie rzeczywiście odosobnione, odcięte od cywilizacji, tłumów i chorób. Dotychczas zwykle martwiłam się tylko o pogodę. W tym roku doszła kolejna wakacyjna niewiadoma 😉 Ech, co robić. Trzeba się gdzieś zrelaksować po ciężkim półroczu. Wakacji nie odpuszczę. Mam tylko nadzieję, że wrócimy zdrowi i wypoczęci.