Już wrzesień
Cudowne było tegoroczne lato. Kilka dni upałów, a poza tym przyjemne dwadzieścia-kilka stopni. Takie prawdziwe, jakie pamiętam z dzieciństwa, sprzyjające wychodzeniu z domu a nie zamykaniu się w klimatyzowanych pomieszczeniach. Tak się przyzwyczaiłam do jeżdżenia codziennie wieczorkiem na rowerze, że nie wiem jak to będzie jak w końcu dopadnie nas jesień, szarówka i deszcze. Bo w końcu ta sielanka się skończy… A jeżdżąc po okolicy odkryłam dwie nowe trasy poprowadzone niemal na całości drogami rowerowymi, a więc tymi, na których czuję się najbezpieczniej, choć oczywiście zawsze trzeba uważać, bo rowerzyści są często strasznie roztrzepani; niektórzy potrafią też na rowerach „wyprowadzać” psy swobodnie biegające w pobliżu pana i już kilka razy mi się zdarzyło, że zwierzaki wybiegały mi przed kołem. Ostatnio taki rozbrykany niemały już szczeniak przestraszył się roweru jadącego przede mną, a może chciał się z nim pobawić (trudno analizować myśli szczeniaka) i wbiegł na drogę wprost pod samochód. Szczeniak przeżył, choć poturbowany, a kolejny samochód wjechał jeszcze w tył tego co przygrzmocił w psa. I cała kraksa przez jednego nieodpowiedzialnego rowerzystę, który uważa, że skoro zwierzak nie ugryzie to może sobie biegać wszędzie swobodnie. Oczywiście nie kłócę się o to, że ten drugi samochód powinien zachować większą odległość i zapewne za uszkodzony tył pierwszego samochodu pójdzie od niego odszkodowanie z OC jako od sprawcy wypadku. Ale kto zapłaci za pęknięty zderzak z przodu? Rowerzysta dobrowolnie zapewne nie, bo wykłócał się od razu z wszystkimi wielce obrażony, że samochody jeżdżą po drodze, że nie uważają, że przy drodze rosną krzaki zasłaniające widoczność na drogę rowerową, z której wybiegł pies, a mogło dziecko (nie daj Bóg oddać takiemu dziecko pod opiekę), itd.
W tym roku szkolnym 🙂 wdrażam poważny plan oszczędnościowy, ponieważ w czasie wakacji pojechaliśmy z finansami po bandzie i pewnie jeszcze przez 2-3 miesiące będzie nas to łupało po kieszeniach. Nigdy więcej takich szaleństw. Kasa ma być wcześniej odłożona i tylko za nią będziemy podróżować, żeby nie trzeba było nadszarpywać bieżącego budżetu i wchodzić na debet. Jeny, jak ja nie znoszę być pod kreską. Nawet usprawiedliwienia „szczytnych celów” nie poprawiają mi wtedy humoru, a co dopiero zwykłe finansowe, wycieczkowe rozpasanie. Tym bardziej, że rozpoczął się nowy rok szkolny i nadprogramowych wydatków się nie uniknie.
Dość narzekania. Liczę na piękny wrzesień, podobny do sierpnia. I na piękny, kolorowy październik też 🙂