Jeszcze kilka lat temu, z 3-4 lata, mieszkaliśmy w spokojnej okolicy. W miejscu określanym jako takie, w którym się dobrze żyje. Osiedle niskiej zabudowy, spokojnych uliczek, po których od czasu do czasu przejechał samochód, szutrowych ścieżek w pobliżu, po których można było pospacerować z psem lub wózkiem. W upalne dni można było schronić się pod drzewami.
Ostatnie lata to jednak jakieś nieporozumienie. Zaczęło się od niekończącej się rozbudowy. Towarzyszy temu nie tylko hałas, ale i wszechobecny kurz z budowy oraz z dróg, których nikt nie sprząta. Przy okazji wycięto przydrożne drzewa i wybetonowano co tylko się dało. Szutrowe ulice zmieniono w asfaltowe. Niby lepiej, ale to spowodowało, że na wielu gps-ach pojawiły się jako alternatywne drogi objazdowe, więc mamy teraz „atak samochodów”. Zdecydowanie zaczyna to przypominać centrum miasta, a nie obrzeża, na które uciekliśmy przed zgiełkiem, w poszukiwaniu ciszy i spokoju…
No więc ponownie zaczynamy się zastanawiać nad przeprowadzką. I tu pojawiają nam się dwie koncepcje – do miasta, ale do okolicy o „ustabilizowanej”, spokojnej zabudowie, gdzie nie planuje się żadnych dużych inwestycji o charakterze strefy ekonomicznej albo dalej za miasto, najlepiej na obszary objęte programem Natura 2000. Zawsze to większa ochrona.
Za pierwszą koncepcją przemawia łatwość dojazdu do pracy i korzystania z tzw. życia miejskiego. Nie bez znaczenia jest też odległość od szkoły. Mieszkania w dużym mieście nie są co prawda najtańsze, ale to jednak dobra inwestycja. Zwłaszcza, gdy dzieci narzekają na wiejskie życie i dojazdy.
Za drugą, bliskość lasów, jezior czy rzeki – generalnie natury. Minusem jest odległość od miasta z wszystkimi tego konsekwencjami, plusem – tam się po prostu dobrze żyje 🙂 Tyle, że z jakimiś tam lękami, że rozwój miasta i strefy podmiejskiej i tam zawita, a wtedy za kilka lat będzie powtórka z dzisiejszej sytuacji…
Nie jest łatwo podjąć taką decyzję, tym bardziej że jest kosztowna i długotrwała… Chociaż sama koncepcja przeprowadzki jest dość miła 🙂 Chyba bardziej lubię zmiany niż myślałam 🙂