Wyjechali na wakacje…

Wielu rodziców może już radośnie zaśpiewać: „wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni…”. Zresztą często śpiewają, jak tylko odjedzie autokar z dziećmi. W tym roku, po roku zdalnego nauczania, dla wielu jest to wyjątkowa ulga. Dzieciaki wielu dały w kość. A z tego co słyszę, teraz dają w kość wychowawcom na koloniach i obozach. Myślę, że firmy zajmujące się organizacją wypoczynku dla dzieci powinny zatrudnić psychologów, bo obecnie to nie wygląda jak standardowa opieka nad dziećmi czy młodzieżą.

Dużo organizatorów obozów i kolonii wprowadziło zasadę ograniczonej możliwości korzystania ze smartfonów i oczywiście zakaz zabierania ze sobą tabletów. Dzieciaki dostają telefony dopiero wieczorem, po zajęciach, na określony czas, głównie po to, żeby mogły skontaktować się z rodzicami i zdać im raport, bo rodzice to dopiero potrafią panikować. Przez cały dzień dzieciaki mają zorganizowany wypoczynek, gry, zabawy, zawody, zajęcia, jedzenie i chodzi o to, żeby nic ich nie rozpraszało.

Podobno na wielu koloniach pierwsze dni to był koszmar. Zwłaszcza w czasie kiedy nie było zajęć. Był ryk i histeria z powodu braku smartfonów. I nie, żeby tak dzieciaki tęskniły za rodzicami. To raczej reakcja odstawienna. Zwłaszcza przez ostatnie półtora roku dzieciaki się po prostu uzależniły od mediów społecznościowych i wpadają w panikę, gdy odbierze się im dostęp do nich. I dlatego uważam, że na koloniach i obozach przydałby się psycholog.

Zresztą być może te „akcje” uzmysłowią rodzicom skalę problemu i spowodują, że bardziej zainteresują się pociechami. Nie na zasadzie: a niech sobie posiedzi w necie, żeby nie była/nie był wykluczony przez rówieśników, żeby był spokój, cisza, bo ja też potrzebuję chwili dla siebie, itd. Ten czas spędzony przez dzieci w necie jest nie do nadrobienia, ale na przyszłość może być lepiej. Bo 7, 10 czy 14 – dniowa kolonia to za krótki czas, żeby dziecko wyleczyć. Po takim czasie wręcz może się tym bardziej rzucić w sieć, żeby nadrobić zaległości.