U mnie
Dziecko niestety ferie przesiedziało w domu. Pogoda nie sprzyjała nawet wyjazdom weekendowym. A wkrótce po feriach rozchorowało się, więc sporo wolnego sobie wygospodarowało. Niestety, w szkole dużo się dzieje, więc każdy dzień niechodzenia jest związany później z nadganianiem materiału i zaliczaniem zaległości. Doprawdy, gorzej niż w pracy.
Od dłuższego czasu przerabiają w szkole gimpa… Wczoraj miałam „przyjemność” przysiąść przy tym programie. Koszmar to mało powiedziane. Nie wiem po co się go uczą. Jest trudny i w zasadzie nigdzie nie używany. Zrobić w nim coś to masakra. Szczerze współczuję dzieciakom, że muszą się nim zajmować.
Ostatnio byliśmy u znajomych. Całe szczęście, że tak sobie posiedzieć i pogadać, nic oficjalnego więc ubrałam bluzę, której mi nie żal… Jakiś czas temu kupili sobie pieska. Piesek ma już ponad półtora roku, więc szczeniakiem nie jest, ale nie jest tresowany, a tylko rozpuszczany; wszystko gryzie. Żebyście widzieli rękawy mojej bluzy po tej wizycie… Lubię zwierzęta, ale nie wyobrażam sobie trzymania w mieszkaniu psa, którego się nie tresuje, bo jedyne co on potrafi to załatwić się na dworze. Poza tym nikogo się nie słucha i robi co chce… Jedyny plus sytuacji to ten, że bez wyrzutów sumienia mogę się wybrać na zakupy po nową garderobę 🙂 Oczywiście nie tylko po bluzę 🙂
Od dziś zaczynam ambitnie powtarzać angielski, bo stwierdziłam, że dużo rzeczy mi z głowy wywietrzało przez lata nie używania, albo raczej używania w ograniczonym zakresie. Oby mi się udało wrzucić to na stałe do mojego harmonogramu dnia. Grunt to przyzwyczajenie. Później już będzie łatwo 🙂